Moją pierwszą wyprawę rowerową odbyłem sam. Kolejną również. Tą, gdy miesiąc błądziłem po Włoszech – także. Trochę mi zajęło zanim zebrałem grupkę znajomych i pojechaliśmy razem wzdłuż wybrzeża. To nie była jednorazowa akcja. Organizowałem wyjazdy wielokrotnie, w mniejszym i większym gronie. Mój rekord to 14 osób przy okazji krótszej, niedzielnej wycieczki. Mimo to, w tym roku wybrałem się samotnie w Alpy. Dlaczego w takim razie cały czas ciągnie mnie do wypraw w pojedynkę? Co jest w nich takiego, czego nie dają mi wypady ze znajomymi? Postaram się zrobić krok w tył i odpowiedzieć na to pytanie.
Często podczas rozmowy o moich dalszych wojażach pada pytanie „z kim jechałeś?” Zawsze mnie zastanawia zdziwienie osoby pytającej, gdy usłyszy, że jednak jechałem sam. Jakby to był szczególny wyczyn, nieosiągalny dla zwykłego człowieka. A może ja jestem jakiś dziwny, że się na to decyduję? Przeciętny Kowalski musi zawsze z kimś jechać na wakacje? Czyżby wycieczka w pojedynkę była jakimś obciachem?
Tak jest po prostu wygodniej
Wziąć urlop, kupić bilety na pociąg, spakować manatki, przesmarować łańcuch w rowerze i po prostu jechać. Dla mnie to wszystko niesamowicie się komplikuje, gdy dochodzi kolejna osoba. Im więcej uczestników, tym trudniej o urlop w tym samym czasie. Samemu jest po prostu wygodniej. Pojedziemy gdzie chcemy i jak chcemy. Zawsze własnym tempem. Żaden postój nie będzie za długi, ani za krótki. Lokalni mieszkańcy chętniej będą zagadywać. Nasze wczesne wstawanie nie spotka się z narzekaniem. Prawda że idealnie?
No właśnie nie do końca.
Nie będzie nikogo, kto popilnuje rower przed sklepem. Jeżeli cokolwiek się stanie, jesteśmy zdani na siebie. Twoje rozmowy ze spotykanymi ludźmi będą bardzo powierzchowne. Nie będzie z kim się pośmiać z własnej głupoty. Nawet największy introwertyk będzie chciał się do kogoś odezwać. Tak, mówię to z własnego doświadczenia.
Jadąc samemu zostawiam wszystko w domu. Wszystkie problemy. Jestem tylko ja, rower i natura. Niektórzy mogą nazwać to ucieczką, inni medytacją. Ja wiem że potrzebuję raz na czas czegoś takiego. Każda wyprawa w pojedynkę to czysta karta, którą mogę zapełnić czymkolwiek zechcę. Mogę bić kolejne życiówki, mogę postawić na międzyludzkie interakcje, albo po prostu się zrelaksować. Na wyjazdach nauczyłem żyć chwilą. Szczególnie gdy nie planujesz dużo, nie masz listy rzeczy do zobaczenia i jeździsz jak najmniej uczęszczanymi drogami.
Wycieczki w kilka osób mają zupełnie inny charakter. Dla mnie staje się naturalne, że bardziej skupiam się na ludziach. Mniej na sobie i naturze. Doświadczamy rzeczy wspólnie i zacieśniamy przyjaźnie. Ponadto, gdy tylko jestem organizatorem czuję się odpowiedzialny za osoby jadące ze mną. Nie wyobrażam sobie kogoś zostawić.
Ludzie są dobrzy z natury
Największą lekcję jaką otrzymałem jeżdżąc samemu – ludzie są dobrzy z natury. Niezależnie od tego co inni starają się nam wmówić. Gdy będziesz przeczekiwał ulewę pod wiatą – zaproszą do domu na kawę. Zawsze powiedzą miłe słowo, gdy będziesz wyjeżdżał pod najbardziej stromą górę w wiosce. Przenocują całkowicie bezinteresownie, bo akurat rozmowa się kleiła. Jest tyle dobra w ludziach, tylko potrzebują pretekstu, żeby je wyrazić. Samotna osoba z rowerem obładowanym bagażami to idealna okazja. To jest od dawna moja odpowiedź na kolejne często zadawane pytanie – czy się nie bałem jadąc samemu.
Cały czas marzy mi się wielka wyprawa na kilka miesięcy. Miałem już pierwsze logistyczne przymiarki. Wszystko jest wykonalne. Wiem jednak że jadąc w pojedynkę sporo rzeczy zostawię tutaj i coraz mniej mam ochotę na wielkie przygody w samotności. Wiadomo, miło jest później o tym opowiadać, gdy wszyscy słuchają z zaciekawieniem. Jeżeli jednak dałoby się dzielić to z kimś, to byłaby zupełnie inna bajka. Muszę przyznać że trochę z zazdrością patrzę na blogi osób, które nie muszą szukać swojego kompana do jazdy.
Wyprawy w pojedynkę nie są idealne, tak samo jak te ze znajomymi. Przede wszystkim pozwalają skupić się na sobie, zostawić w domu wszystkie problemy i jechać przed siebie bez żadnych zmartwień. Na pewno nie polecam zaczynać od wielkich przygód samotnie. Jeżeli jednak nigdy nie spędziłeś weekendu samemu na rowerze – może warto dać temu szansę?