Właśnie nadchodzi ostatni wolny weekend przed większym wypadem. Wypadałoby podszlifować formę i sprawdzić sprzęt. Trasa dobrze jakby miała około 200km, dużo zielonego na mapie i łatwy powrót pociągiem do Warszawy w niedzielę wieczorem. To mój przepis na tę wycieczkę. Wyszło zdecydowanie lepiej niż się spodziewałem. Myślałem, że mapy wyprowadzą mnie do zarośniętych szlaków i z moim oślim uporem będę przebijał się przez busz zamiast po prostu wrócić i poszukać innej drogi. Miałem tutaj taką sytuację, ale to po prostu źle skręciłem i poszedłem po rozum do głowy – nie próbowałem obchodzić wielkiego bagna w Kampinosie.
W skrócie:
- trasa fizycznie dość ciężka – ponad 50% bezdroży, czasami piasku, momentami singletracków
- piękne lasy, sporo zapomnianych ścieżek nieskalanych quadami i crossami
- trasa bardzo elastyczna, zawsze można podgonić asfaltem, albo wrócić wcześniej pociągiem z większego miasta
- koniecznie trzeba ze sobą zabrać sporo prowiantu – są długie odcinki bez cienia cywilizacji
Zróżnicowanie i elastyczność. Myślę że te dwie cechy najlepiej oddają charakter tej trasy. Korzystając z mojego śladu należy liczyć się z tym, że ponad połowa to bezdroża, szutry, czasami singletracki, a momentami piach. Trzeba być przygotowanym na spory wysiłek fizyczny. Ja pojechałem z dokładnie takim nastawieniem i mimo to dostałem solidny wyryp. Nie musi tak być, łatwo można zjechać na asfalt i szybko podgonić kilometry. Tak zrobiłem, gdy miałem przed sobą perspektywę kilkunastu kilometrów szutru po wale przy Wiśle. Przed Płockiem byłem solidnie zmęczony i skorzystałem z asfaltu, który wił się między wioskami w miarę równolegle do rzeki.
Moje krótkie, weekendowe wycieczki są dość spontaniczne. Tutaj wszystko było planowane ad-hoc. Docelowo miałem wracać z Bydgoszczy, ale fizycznie nie dałem rady. Przystanek na burgera w Płocku też mógł mieć w tym swój udział. Kończąc w Toruniu na spokojnie pokonałem ostatni odcinek trasy zamiast ścigać się z czasem do ostatniego pociągu. Nigdy wcześniej nie byłem w mieście Kopernika, tak więc to też była dobra okazja, żeby pokręcić się po starówce.
Trasa ta ma jeden haczyk. Jest nim dostęp do prowiantu, znany również pod postacią wiejskich sklepików spożywczych. Kampinos wzdłuż ma 50km. Odkąd bar w Roztoce został zamknięty, jesteśmy zdani sami na siebie. Podobnie w Gostynińsko-Włocławskim parku krajobrazowym i na ostatnim odcinku Włocławek – Toruń. To dość odosobnione miejsca. Sytuacja identyczna jak w przypadku wycieczek górskich – trzeba zabrać taką ilość jedzenia i wody, aby wystarczyło na cały dzień. Oczywiście miło jest się zatrzymać w większym miejście na koniec dnia i zjeść coś dobrego. Polecam gruzińskie pierogi na rynku w Toruniu. Nie zapominajmy jednak o zdrowym rozsądku, power-barach, bananach i innych uzupełniaczach spalonych kalorii.
Walory przyrodnicze tej wycieczki przerosły moje wszelkie oczekiwania. Niech zdjęcia mówią same za siebie. Polska jest piękna. Na prawdę nie trzeba daleko jeździć, aby nacieszyć się naturą i nie spotkać żywej duszy przez dziesiątki kilometrów.
Ładna trasa. Spałeś poprostu pod gołym niebem w lesie?
Dokładnie, przy dobrej pogodzie to sama przyjemność. Gwieździste niebo przy zasypianiu, a jak wstajesz to jesteś odrazu na trasie 🙂